nie czytalem forum od piatku - na GW jest spoko artykul Pawla Czado :
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35024,1980192.html
Paweł Czado: Déja vu
Paweł Czado 21-03-2004, ostatnia aktualizacja 21-03-2004 21:12
czytaj dalej »
r e k l a m a
Kiedy oglądałem godne pożałowania sceny podczas sobotniego meczu Piasta z Ruchem w Gliwicach, miałem wrażenie, że ja już to wszystko kiedyś widziałem. Szybko przypomniałem sobie kiedy. Pamiętacie mecz Górnika z Ruchem w Zabrzu w maju 2000 roku? Wtedy też doszło najpierw do wielkich awantur na trybunach, a w efekcie do nieudolnej - niestety - interwencji policji.
Zarówno wtedy w Zabrzu, jak i teraz w Gliwicach funkcjonariusze systematycznie pałowali i polewali wodą kogo popadnie. I w Zabrzu, i w Gliwicach bez powodu oberwali widzowie, którzy chcieli opuścić sektor w momencie, kiedy zaczęły się awantury. Dobrze pamiętam telefon do naszej redakcji po meczu w Zabrzu. Jeden z Czytelników, który przyszedł na mecz z ośmioletnim synem, chciał dowiedzieć się, kto kieruje chaotyczną akcją. Skarżył mi się, że usłyszał wtedy od policjanta: "Sp... to nie piknik". W Gliwicach byłem świadkiem przejmującej sceny. Do budynku klubowego wbiegł ojciec, drżącymi rękami podtrzymując syna. Pobladły chłopak trzymał się za głowę. - Co ta policja wyprawia?! Pobili mi dziecko! Jeden nagle bez powodu podbiegł do mojego syna i zaczął go walić pałą w głowę! Tak zachowują bandyci, a nie policjanci! - krzyczał. Chłopcem szybko zajęli się klubowi lekarze Piasta, na szczęście nic mu się nie stało.
Podkreślam: użycie polewaczki, pał i broni gładkolufowej było w Gliwicach jak najbardziej uzasadnione, bo bandytów z szalikami na trybunach nie brakowało. Jednak po raz kolejny potwierdziła się smutna prawda - kiedy dochodzi do awantur, policjanci uważają za wrogów wszystkich, którzy znajdują się na trybunach. Kiedy doszło do starć w Gliwicach (dlaczego nie było kordonu oddzielającego szalikowców zwaśnionych klubów?), na bieżnię stadionu wjechała polewaczka i zamiast zlać wodą chuliganów, zaczęła bez powodu sikać na sektor zajmowany przez kibiców Ruchu.
Za to w drugiej połowie polewaczka zmiotła wszystkich z sektorów zajmowanych przez kibiców Piasta. I znów zdumiewająca scena: chuligani i normalni kibice pospiesznie uciekają. Na całym sektorze zostaje tylko dwóch zdeterminowanych widzów. Większa postać próbuje odpychać rękami zwały wody, ale nic to nie daje. Mniejsza tylko się kuli. Większa z rozpaczą wygraża funkcjonariuszom siedzącym w polewaczce. Wreszcie obie postaci, zgięte wpół, uciekają za koronę stadionu...
Zwolennicy zdecydowanej postawy policji przy zwalczaniu chuligaństwa podczas meczów twierdzą, że gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Ja mam inne zdanie, bo wiem, jak to jest być wiórem. Kilka lat temu znienacka oberwałem na ulicy pałką, bo policjanci myśleli, że jestem jednym z eskortowanych przez nich szalikowców. Usłyszałem szyderczy śmiech i krótkie: "Szybciej, k... dołącz do grupy". Sina pręga na plecach przeraziła rodzinę, więc poszedłem złożyć skargę do komendy wojewódzkiej. Uśmiechnięta policjantka kazała mi opisać przebieg wydarzeń. Po miesiącu do domu przyszedł list z informacją, że nie udało się zidentyfikować bijącego policjanta. I radą: w przyszłości prosimy unikać tak niebezpiecznych miejsc, jak ulica niedaleko stadionu.
Dlatego policjantom podczas ich bardzo trudnej pracy zawsze życzę tego samego: panowie, tępiąc chuligaństwo, sami nie stawajcie się chuliganami!