#268
Post
autor: drzazga » 22 cze 2007, o 23:12
Dobra masz. Znaj moje dobre serce.
Rafał Kerger
Puls Biznesu wyd. 2375, s. 20
Ruch widzę wielki
Mariusz Klimek w przyszłym roku marzy o ustrzeleniu dubletu. Jego Ruch ma zostać mistrzem Polski, a Reporter wejść na giełdę.
Sobota wieczór, koniec piłkarskiego meczu, ostatniego w sezonie. Po lewicy 80-letni Gerard Cieślik, legendarny łącznik, piłkarz 50-lecia PZPN. Po prawicy były premier Jerzy Buzek, zdobywca 173 389 głosów do europarlamentu na Śląsku — najwięcej ze wszystkich polskich kandydatów. U stóp na murawie stadionu Ruchu Chorzów — 14-krotnego mistrza Polski, który po czteroletniej banicji wraca do I ligi — kilkunastotysięczny tłum skanduje: „Maariuusz Kliimeek, Maariuusz Kliimeek!”.
Właściciel głównego sponsora Ruchu — Reportera — na meczu tradycyjnie jest z towarzyszką życia i dwuletnim synkiem. Rumieni się jak zawsze w takiej sytuacji. Choć na Śląsku (Ruch ma kibiców w wielu miastach regionu) uchodzi za prawdziwą gwiazdę, gwiazdorstwo nie jest w jego typie. Pracowity, skromny, prostolinijny Ślązak — powiedzą warszawiacy. Swój „chop” — dorzucą znajomi. Analitycy giełdowi dodadzą: skuteczny przyszły giełdowy debiutant, z perspektywą powtórzenia sukcesu LPP.
Niebieskie serce
Kiedy Mariusz Klimek zgodził się ratować resztki potęgi najbardziej utytułowanego polskiego klubu, w oczy Ruchu po raz drugi zaglądało widmo trzeciej ligi. Skłóceni działacze, ogromne zadłużenie, wyłączony prąd i ciepła woda, wąska kadra zdesperowanych zawodników z dwoma ostatnimi pierwszoligowymi ikonami — Mariuszem Śrutwą i Krzysztofem Bizackim. 12 tysięcy kibiców na upokarzającym, przegranym 0:2 meczu barażowym ze Zniczem Pruszków utwierdziło go jednak w przekonaniu, że warto. Ruch został wtedy w II lidze tylko dzięki lepszemu stosunkowi bramek (w Pruszkowie wygrał 4:2).
— Jesienią 2004 r. Reporter był reklamodawcą na Ruchu. Tę rolę firma zachowała zresztą do dziś. Klub postanowiłem finansować z prywatnych pieniędzy, kiedy dostrzegłem, że każdy działacz chce ciągnąć ten wózek w swoją stronę i zaistniało realne niebezpieczeństwo, że drużyna nie przystąpi wiosną do rozgrywek. To była decyzja chwili — wspomina Mariusz Klimek.
Jest poniedziałek. 7.30. Już po meczu. Po fecie na boisku i zamkniętym piwku z piłkarzami w restauracji Chopin. Mariusz Klimek podejmuje mnie w pierwszej siedzibie Reportera w Chorzowie Starym. Został tu praktycznie tylko jego gabinet, sekretarka i portier. Niedawno odzieżowa firma przeniosła się do nowoczesnego chorzowskiego centrum logistycznego Pro Logis. Klimek jest chodzącą reklamą swojej firmy. Nawet skarpetki nosi Reportera.
— Czy zawsze kibicowałem Ruchowi? Oczywiście. Jestem ze Świętochłowic, które w ogromnej większości są niebieskie. Wychowałem się na jednym podwórku z kilkoma późniejszymi piłkarzami Ruchu — m.in. z Ryszardem Kołodziejczykiem, który bronił bramki Ruchu w 1989 r., ostatnim sezonie, w którym zdobyliśmy mistrzostwo Polski — opowiada Mariusz Klimek.
Z targu na salony
Strategiczny sponsor Ruchu i właściciel Reportera mieszka dziś w Chorzowie — na tak zwanych Arkadach — gdzie swoje domy i apartamenty mają bogatsi mieszkańcy miasta. Ma 37 lat, pięcioro dzieci (najstarsza córka ma 13 lat, najmłodszy syn 2 miesiące) i rozległe interesy na co najmniej trzech kontynentach. Jeszcze 17 lat temu, ze swoim średnim wykształceniem i dyplomem technologa żywienia, nie miał w planach produkcji odzieży. Raczej karierę piłkarza. W młodości sporo czasu spędzał na boiskach, grając w drugiej i trzeciej lidze. Handel ubraniami miał być tylko rozwiązaniem przejściowym. Ot, tak, żeby coś zarobić, bo szybko okazało się, że piłkarzem jest raczej przeciętnym.
Biznes zaczynał od pożyczonych 700 dolarów. Z taką gotówką wyjechał do Turcji, by przywieźć pierwsze ubrania, które sprzedawał na odpowiedniku warszawskiego Stadionu Dziesięciolecia — katowickim Załężu.
— W ostatnim czasie w kraju jestem ledwie około 40 dni w roku. Swoje kolekcje przygotowujemy w Azji, głównie w Chinach i w Indiach. W Chorzowie jest centrala i centrum dystrybucyjne Reportera. Mamy też swoją spółkę na Ukrainie, gdzie uruchamiamy pierwsze nasze sklepy. Rozkręcam też z przyjaciółmi spółkę w Stanach Zjednoczonych. Na razie jednak nie chciałbym mówić, z jakiej branży — opowiada Mariusz Klimek.
Zdradza jednak, że w przyszłości przeniesie się za ocean. Bo chciałby tam osiąść z rodziną. To dlatego ten tajemniczy interes.
Giełdowe plany
Akcje Reportera w pierwszym kwartale 2008 r. zadebiutują na warszawskiej giełdzie. Wcześniej firma planowała emisję jeszcze w tym roku, ale Mariusz Klimek postanowił najpierw uporządkować sieć dystrybucyjną.
— Mamy około 250 sklepów, z czego ponad 190 to salony franczyzowe, 26 to salony własne, a 26 działa poza granicami Polski — głównie w Czechach i na Ukrainie. Nim wejdziemy na giełdę, chcemy też rozpocząć wprowadzanie marki na wyższą półkę. Ostatnio często sam kontroluję jakość wyrobów w zakładach produkcyjnych — mówi Mariusz Klimek.
Z giełdy Reporter zamierza wyciągnąć od 30 do 50 milionów złotych. Na rynek trafi około 30 procent akcji firmy.
— Chcę zachować pełną kontrolę. Pieniądze są nam potrzebne na rozwój i inwestycje szczególnie w krajach rozwijających się — na Wschodzie, ale także w Rumunii i w Bułgarii. Na nasycone rynki tak zwanej starej Europy nie zamierzamy się pchać. Tam są ogromne koszty wejścia, a profity małe — dodaje właściciel Reportera.
Klimek ma 90 procent akcji firmy. W radzie nadzorczej Reportera jest też Marcin Juzoń. Reprezentuje mniejszościowego inwestora — spółkę Secus. W 2005 roku za 15 mln zł kupiła ona 10 proc. akcji chorzowskiego producenta odzieży.
— Z zarządzania operacyjnego powoli się wycofuję. Oprócz kontroli jakości wyrobów skupiam się na projektowaniu ubrań. Wciąga mnie i lubię to. Zaprojektowałem kilka naszych kolekcji, szczególnie część dla młodzieży — opowiada biznesmen.
Afrykański trop
Czy na dynamicznym rozwoju Reportera i innych przedsięwzięć Mariusza Klimka skorzysta Ruch i szybko dołączy do Legii, Wisły, Zagłębia czy Korony i stanie się kolejnym głównym rozgrywającym Orange Ekstraklasy?
Wytransferowany dwa lata temu z Legii Warszawa dyrektor Niebieskich Krzysztof Ziętek w licznych wywiadach dla sportowych mediów nie ukrywa, że klub i sponsorzy zamierzają przełamać fobie kibiców i zatrudnić na Cichej pierwszych w historii czarnoskórych lub ciemnoskórych piłkarzy. Dotąd — pod presją grupki rasistów, rządzących w chorzowskim światku kibicowskim — żaden Afrykańczyk ani Brazylijczyk oficjalnie w chorzowskim klubie nie grał (a testował się tu nawet Emanuel Olisadebe).
Czarny, biały, różowy — tak czy inaczej, nazwiska ewentualnych wzmocnień Ruchu: Lilio, Mariusz Mężyk, Maciej Bębenek, Przemysław Kulig, Marek Szyndrowski, Walerij Sokolenko, Peter Basista, Pape Samba Ba czy nawet Michael Ugochukwu Enyinnaya, który w przeszłości rozegrał 77 spotkań we włoskiej Serie A (przychodzi z Odry Opole), na kolana nie rzucają. Dusan Radolsky, który po rezygnacji autora awansu Marka Wleciałowskiego trenować będzie Ruch też dawno w Polsce nie pracował.
Mariusz Klimek ma jednak swoje ambicje.
— Dopóki ja tu będę, Ruch zawsze będzie grał o mistrzostwo Polski. Nie widzę innej możliwości — rzuca.
Za chwilę jednak dodaje
— Ja czy moja firma z 240 milionami rocznych obrotów albo drugi poważny sponsor Ruchu producent elektroniki, Pronox, firma Darka Smagorowicza — nie mamy oczywiście takich możliwości, jak Telefonika prezesa Cupiała, ITI, Kolporter, BOT, Allianz czy KGHM. Nasz budżet będzie na średnim pierwszoligowym poziomie. Jeśli jednak Orange Ekstraklasa — tak jak w tym sezonie II liga — będzie rozgrywana uczciwie, mamy szansę. W II lidze też mieliśmy skromny budżet, a pobiliśmy konkurencję — opowiada Mariusz Klimek.
Na pierwszy rzut oka marzenia o tytule dla Ruchu są jednak na wyrost. Zupełnie w przeciwieństwie do marzeń o giełdzie dla Reportera. Budżet chorzowian wynosił w II lidze 4 miliony na sezon. Mimo że teraz zostanie podwojony, wicemistrz kraju GKS BOT Bełchatów ponoć będzie mieć pięć razy więcej — 40 milionów złotych. Do tego Ruch ma jeszcze nieco ponad 3 miliony złotych długu, który na mocy porozumienia z PZPN i wierzycielami spłaca w ratach po 1,3 miliona na rok — wyjdzie więc na czysto dopiero w 2009 r. Poza tym rozbudowy wymaga baza klubowa. Z tej racji już w przyszłym sezonie — co przyznaje dobroczyńca z Reportera — w budynku klubowym pod trybuną główną przy Cichej 6 zostanie tylko pion sportowy. Administracja i marketing wyniosą się w inne, bardziej przestronne miejsce.
Ruch nie ma też podgrzewanej murawy, dlatego w razie jesiennych mrozów będzie rozgrywać mecze na pobliskim Stadionie Śląskim. Leżący około 2 kilometrów od stadionu Ruchu „narodowy” to — o dziwo — póki co więcej nieszczęścia niż szczęścia dla Niebieskich. Władze miasta i województwa od lat powtarzały argument, że nie będzie wielkich inwestycji w Cichą, bo Ruch zawsze może grać na Śląskim.
Z drugiej strony atutem chorzowian będzie z pewnością głodny sukcesu profesjonalny zarząd (pierwszy od 15 lat, kiedy był tu mocny Samsung) i właśnie Mariusz Klimek, którego koncepcji prowadzenia piłkarskiego klubu można przyklasnąć.
— 8 milionów złotych nam wystarczy. Mając cztery, wygraliśmy w Pucharze Polski z Wisłą w Krakowie, ale przegraliśmy z Groclinem. Wychodzi na to, że z obecną grupą piłkarzy już bylibyśmy w środku tabeli, bo było w ekstraklasie trochę gorszych drużyn niż Wisła i Groclin. Poza tym dojdzie do nas czterech do sześciu zawodników, choć nie wydamy na to ani grosza. Bo tak w Ruchu zamierzamy robić. Od czasu, jak tu jestem, kupiliśmy dopiero dwóch zawodników i byli to młodzieżowcy. My nie płaciliśmy i nie będziemy płacić za zawodników. Co więcej? Naszą coraz większą siłą są kibice. Powoli udaje nam się zarabiać na organizacji spotkań — a to dla nas priorytet — zapewnia właściciel Reportera.
Na Ruchu dość regularnie zjawiało się w II lidze od 8 do 10 tys. kibiców (na ostatnim meczu 15 tys.), mimo że bilety były dwa razy droższe niż w pierwszoligowym, pobliskim Górniku Zabrze.
— Pełny stadion przyczynia się też do wzrostu zainteresowania klubem kolejnych sponsorów. Parę firm na razie się zastanawia, ich prezesi byli jednak na ostatnim meczu sezonu, więc do współpracy blisko. Szukamy przede wszystkim producenta masowych wyrobów, który da więcej za reklamę niż Reporter i trafi na koszulki piłkarzy. Poza tym zaczynamy też profesjonalnie dbać o wizerunek. Zatrudniliśmy do tego firmę, bo chcemy, by nasze mecze były jeszcze lepszymi widowiskami i wielką frajdą dla kibiców. Chcemy też zdobyć dla klubu nowych sympatyków — dodaje Klimek.
O wizerunek marki Ruch zadba nie byle kto, bo Rafał Czechowski, szef Imago PR, najbardziej znany na Śląsku specjalista w branży. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Public Relations.
Historia, jakich mało
Za walką o najwyższe laury przemawia też — o ile nie przede wszystkim — historia pierwszoligowych potyczek Niebieskich. Ruch Chorzów (wtedy Hajduki Wielkie, dziś dzielnica Chorzowa) założyli w 1920 r. powstańcy śląscy. Klub nigdy nie należał do finansowych krezusów, a mimo to wygrywał. Piłkarze z robotniczego Śląska przed wojną raz po raz ogrywali wielkopańskie i wielkomiejskie Legię i Polonię Warszawa, Cracovię, Wisłę, Garbarnię Kraków czy Pogoń Lwów (pięć tytułów MP).
Niedowiarkom wypada też przypomnieć historię ostatniego tytułu mistrzowskiego Ruchu Chorzów. W 1989 r. Niebiescy zdobyli go jako beniaminek — tuż po awansie z II ligi (wtedy gościli tam pierwszy raz).
Czy to wystarczy? Czy za rok kibice przy Cichej znów będą krzyczeć: „Maariusz Kliimeek, Maariuusz Kliimeek!”? Kapka rozsądnie wydanej kasy, romantyczna historia, pełne trybuny. Może, bo Polska piłka po aresztowaniach dokonanych przez wrocławską prokuraturę na powrót coraz bardziej przypomina sport.