viRo_BJJ pisze: ↑19 paź 2018, o 00:01
Jakie masz opcje w tym miescie?
Dlatego twierdze, że samo nazwisko prezydenta nie ma żadnego znaczenia. Andrzej nie jest w niczym lepszy od Marka, ten od Darka itd. Dogadają się, po wyborach podzielą łupy.
Dramat polega na tym, że w mieście nie ma normalnych miejsc pracy, ludzie postrzegają ratusz jako drogę do bogacenia się. Nepotyzm jest oczywistością i już nawet nikogo nie bulwersuje. Patrząc w jaki sposób niektórzy się łaszą do wyborców zdrowemu człowiekowi zbiera się na wymioty. Jakby mogli, to na środku Wolki robili by wszystkim dobrze, żeby tylko nie odcinać ich od łatwej forsy. Żenujące widowisko - druga strona medalu jest taka, że ludzie ciągle się na to nabierają.
W Chorzowie są mniej więcej trzy grupy ludzi: na miejskich posadkach + "przedsiębiorcy" których biznes opiera się na powiązaniach z urzędnikami, panuje tu ścisła hierarchia; druga to ludzie pracujący (lub nie) w mieście na byle jakich, nisko płatnych stanowiskach - w praktyce po prostu biedni ludzie, o niskich kwalifikacjach, gdzie praca i życie z socjalu różnią się od siebie głównie ilością wolnego czasu; trzecia grupa to pracownicy o kwalifikacjach wyższych lub bardzo wysokich - dla nich miasto ma do zaoferowania tylko miejsce do spania, nawet pieczywo niekoniecznie kupują w Chorzowie.
Sytuacja jest taka, że rządzi ta pierwsza grupa, dla nich wysoka pozycja w kolejnym rozdaniu (wybory) określa byt. Po wyborach i podziale łupów stają się jednostkami ekonomicznie i życiowo całkowicie biernymi, ponieważ przez najbliższe cztery lata skapnie ze stołu dokładnie tyle, ile ustalono przy podziale łupów. Aby ta grupa cokolwiek zaczęła robić musi zostać do tego zmuszona, jakakolwiek własna inicjatywa musi zostać storpedowana, ponieważ wchodzi w zakres działania innej jednostki, a tym samym zostaje podważony podział łupów. Czy trzeba dodawać jakie te osoby mają podejście do stadionu, skoro żyją z tego samego budżetu co ma zostać wybudowany?
Druga grupa nie ma żadnego realnego głosu ani znaczenia - dla nich są co najwyżej festyny i MOPS. Może to brzmi brutalnie, ale nie ma się tu co rozpisywać.
Trzecia grupa ma w zasadzie wszystko gdzieś - posadki za kilka tysiaków ich nie interesują (lekarze, inżynierowie, księgowi, prawdziwi przedsiębiorcy i przede wszystkim IT), łaska radnego czy innego naczelnika nie jest im do niczego potrzebna. Teoretycznie w przyszłości ta grupa kiedyś przejmie miasto, bo na dłuższą metę nie jest możliwe, żeby słabsi rządzili silniejszymi. Napisałem "teoretycznie", bo żyjemy w Uni, a w takiej Barcelonie do Rady Miasta dostała się kobieta znana z tego, że publicznie oddaje mocz - więc jeszcze dużo przed nam. To tak pół żartem.
Do czego zmierzam? Do tego, że budowa bądz nie stadionu nie zależy od nazwiska prezydenta, tylko od naszej aktywności. Przy całym szacunku, ale "grupy kibicowskie" które w tej chwili spotykają się z miastem, albo są robione w bambuko, albo biorą udział w podziale łupów. Przypomnę, że temat stadionu całkowicie jest pomijany w kampanii, a Pan Michalik w zasadzie wygadał się, że stadionu nie będzie (1 - 2 trybuny to jest przecież kpina w warstwie słów, a w praktyce będzie oznaczać owszem budowę, ale marketu).
ps. pojawiły się kolejne posty: jeszcze raz podkreślę, że najważniejsza jest aktywność. Absolutna podstawa, to chodzenie na mecze, stowarzyszenie... nawet jeśli popełnia błędy, to sama jego obecność nie pozwala umrzeć tematowi stadionu, ja zachęcam do demonstracji, nawet po wyborach - nawet lepiej, zanim dokona się ten podział łupów warto pokazać czego oczekujemy.
"Jak Ruch będzie wygrywał, to więcej do szczęścia mi nie trzeba" - Gerard Cieślik w ostatnim wywiadzie.