Szymon Michałek: "Ruch Chorzów nigdy nie zginie. Ale sam nie stanie się wielki"
Ruch Chorzów nie przestanie istnieć, bo istnieją jego kibice. Ale może zdarzyć się, że na najbliższy sezon Ruch nie wystawi drużyny seniorów - przestrzega Szymon Michałek.
Michałek ma 35 lat. Niedawno niewiele brakowało, a zostałby prezesem Ruchu. Ukończył finanse na Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Pracował w działach finansowych różnych zagranicznych korporacji, zaczął w Krakowie w międzynarodowym banku. Od dwóch lat pracuje w korporacji Eurofinis, która ma siedzibę w Brukseli (4 mld euro obrotu rocznie, 45 tys. pracowników). Jest tam odpowiedzialny za raportowanie finansowe dla całej firmy.
Pierwszy raz przyszedł z kolegami na mecz w 1994 roku zachwycony mistrzostwami świata w USA. Chciał przedłużyć sobie futbolowe emocje na co dzień i… wsiąkł. Cztery lata później podjął pierwszą pracę zarobkową: zamiatał trybuny na Cichej i malował płoty (przez sześć dni od 7 do 13). W zamian dostał karnet na rundę jesienną sezonu 1998/99. W 2008 założył grupę kibicowską tzw. „Pozytywny Ruch Kibicowski”
Jego motto brzmiało:
„Kochaj Ruch nad życie w bogactwie i w biedzie
Noś eRkę w sercu na zawsze i wszędzie
Bądź wiernym po klęskach, dumnym po wygranych
I pamiętaj o jednym: na Śląsku Ruch Pany”
Michałek miał ciągoty do… bębnienia, więc wprowadzał bębny na stadion. Podczas dwóch meczów prowadził nawet doping na Cichej. Potem wyjechał za pracą, wrócił w 2012. Kiedy kończył studia MBA wprowadził wspólnie kibicowanie na sektorze rodzinnym, który wcześniej właściwie nie funkcjonował. Znalazł nawet sponsora dla tego sektora! Dziś kibicuje tam razem z 7-letnim synem.
Paweł Czado: Czy istnieje niebezpieczeństwo, że Ruch może przestać istnieć?
Szymon Michałek: – Nie! Najprostsza odpowiedź jest taka, że Ruch nie przestanie istnieć, bo istnieją jego kibice. Nie widziałem jeszcze klubu w Polsce, który istniałby bez kibiców i na odwrót. Spółka może przestać istnieć, owszem. Ale Ruch – nie.
Ale jeśli spółka przestałaby istnieć oznaczałoby, że Ruch zaczyna od dołu.
– W najgorszym wypadku od B-klasy, a gdyby PZPN pozwolił to od czwartej ligi. To byłoby lepsze.
W przeszłości kluby zasłużone, a z kłopotami zaczynały nowe życie od czwartego poziomu rozgrywek, a nie ma chyba zespołu bardziej zasłużonego niż Ruch.
– Liczę, że pan prezes Boniek się do nas uśmiechnie. Gdyby zgodzili się na III ligę to czemu nie, choć ciężko mi sobie to wyobrazić… Z drugiej strony, gdyby spółka miała upaść trzeba być fair i zacząć od piątego poziomu.
Jest coś, co mnie zaniepokoiło. Doszły do mnie kibicowskie głosy pod hasłem „olejmy ten Ruch, który jest i zróbmy nowy, swój”
– Nie, tak nie będzie. Mieliśmy spotkanie kibiców na ten temat i rozmawialiśmy o możliwych scenariuszach. Nie było zgody na dwa Ruchy.
Czyli nowy Ruch ewentualnie powstanie dopiero wtedy, kiedy obecna spółka ogłosi upadłość?
– Dokładnie tak. A my spółkę będziemy bojkotować do skutku. Chyba że panowie akcjonariusze zaczną poważnie traktować ten klub i wróci poważny futbol do Chorzowa – tak jak poważnie traktuje się GKS Katowice w Katowicach, a GKS Tychy – w Tychach. Ale w mojej ocenie Ruchu nie traktuje się teraz poważnie. Nic się nie dzieje.
Wydaje się, że podział akcji Ruchu wśród akcjonariuszy jest zdrowy, rozłożony między wiele podmiotów. Teoretycznie Ruch powinien być bezpieczny, bo jak jeden nie daje to drugi daje.
– Problem polega na tym, że nikt nie daje. Ruch jest spółką akcyjną notowaną na giełdzie. 15 procent akcji to jest tzw. free float, czyli wolna sprzedaż, w posiadaniu małych akcjonariuszy. Ponad 5 procent posiada skarb państwa – po restrukturyzacji akcje przejął Urząd Skarbowy w Sosnowcu. Po około 25 procent ma Bik, czyli jego spółka Carbonex [dokładnie 24,27 procent – przyp. red.], Kurczyk i należąca do niego spółka Ado-Med. [odpowiednio: 18,78 procent i 7,89 procent – przyp.red.] i miasto [25,53 procent – przyp.red.]. Efektywnie te trzy podmioty mają największy wpływ na to, co się dzieje w Ruchu.
W teorii miasto się wywiązuje. Ogłoszono konkurs jeszcze w styczniu, ale jest lipiec. Pieniędzy z tego tytułu Ruch nie ma, miasto zasłania się procedurami. Nie widzę, żeby inne kluby miały problemy tego typu. Jeśli mają dostać je od miasta to dostają i już. Ruch ma je dostać za promocję miasta w 2019 roku, ale jeszcze ani jedna złotówka z tego tytułu na konto Ruchu nie wpadła.
Żeby zrealizować zapisy umożliwiające wypłatę Ruch musi mieć armię ludzi. Tej armii nie ma, do tego ci, którzy pozostali strajkują.
Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że tego nie zrealizują. Chyba że wycenią filmiki wrzucone do internetu na kilka milionów…
Sam się z tego pan śmieje.
– No tak, przecież bez przesady… Najgorsze jest to, że pracownicy strajkują, sezon tuż-tuż, a akcjonariusze się nie odzywają. To dużo mówi. Albo akcjonariusze będą Ruch poważnie traktować, albo kibice będą dążyć do upadłości spółki. To dwie jedyne drogi. Prezes Aleksander Kurczyk sam mówił, że nie ma takich środków, aby dawać na Ruch, raczej będzie w stanie pomóc ochroną medyczną, ale nie finansowo. Pomoc finansowa jest znikoma w stosunku do potrzeb Ruchu. Prezes Zdzisław Bik mówi, że da do miliona – tyle był w stanie mi zadeklarować, kiedy byłem kandydatem na prezesa. Miasto uważa, że fajnie byłoby, żeby tym Ruchem ktoś w końcu się zajął…
Trójpodział byłby dobry jeśli wszystkie strony właściwie do tego by podchodziły – miały plan, wizję na realizowanie fajnego futbolu w Chorzowie.
W momencie, kiedy jeden akcjonariusz mówi: „panowie, ja już swoje dałem więcej nie dam”, drugi mówi: „nie mam pieniędzy”, a trzeci – „chcieliście pożyczkę i wam daliśmy” – to wszyscy są zblokowani na swoich pozycjach. Traci na tym Ruch, który spadł trzy razy z rzędu i nikt decyzyjny w Chorzowie nie widzi problemu.
Chwalą się, że zredukowali zadłużenie. To prawda, można to sprawdzić w ogólnodostępnych dokumentach finansowych: było 56 mln zadłużenia jest 25 mln. Pytanie: czy masz większy komfort jeśli masz 27 mln długu zamiast 56? Nie, bo dla zwykłego człowieka jedna i druga suma to kosmos. Pracownicy nie dostają pieniędzy na czas, więc niezależnie od wysokości długu są zatory płacowe. Ostatnia wiadomość na stronie internetowej tydzień temu… Klub właściwie nie funkcjonuje – takiej sytuacji w Ruchu jeszcze nie było.
Pan był kandydatem na prezesa, ale ostatecznie nim nie został.
– Wycofałem się. Nie dlatego, że „się przestraszyłem” jak napisali potem w oświadczeniu, lecz dlatego, że jeśli mam zrobić akcję na sprzedaż karnetów, jeśli mam być iskrą, która daje nadzieję na coś nowego, jest głosem kibiców muszę mieć narzędzia do pracy, czyli pieniądze do działania. Oni chcieli żebym łowił ryby, a nie dawali mi ani wędki, ani łódki. Miałem łowić ręcznie? Wcześniej czy później i tak pozdychalibyśmy z głodu, więc bez przesady.
Powiedziałem, że zostanę prezesem, kiedy będę miał dokumenty na to, że pożyczki od akcjonariuszy zostaną skonwertowane na akcje i że zostanie zasypana dziura zobowiązań za 3 mln. Tak, żebym miał tę wędkę… A obiecywałem w zamian pomoc w spełnieniu wymogów, żeby uzyskać te 4 mln od miasta w zamian za jego promocję. Nic z tego nie wyszło.
Kiedy rozmawiałem z akcjonariuszami to nie widziałem u nich żadnej wizji, żadnego pomysłu na ten klub. Nikt nie zastanawiał się nad tym, co będzie za dwa, trzy, pięć, dziesięć lat.
Wszystko dzieje się w Ruchu za późno. Zaraz nowy sezon…
– Za późno o dwa – trzy miesiące!
Czy może zdarzyć się, że na najbliższy sezon Ruch nie wystawi drużyny seniorów?
– Może tak być. Najwyżej notowaną obecnie drużyną w Chorzowie są Jaskółki, żeńska drużyna w II lidze. Nikt nie bije na alarm! Dlaczego nikt nic nie mówi o Ruchu? O problemach związanych z nowym stadionem? Firma GMT miała zrobić program funkcjonalno-użytkowy, który jest potrzebny do rozpisania przetargu na stadion. Wcześniej aż osiem miesięcy zajęło im wnoszenie poprawek do projektu. Prezydent Chorzowa obiecywał przetarg 31 sierpnia, nagle w lutym wymyślił sobie zmiany, stadion ma być bardziej funkcjonalny. A myśmy wcześniej przez trzy lata do niego chodzili i mówili, że projekt stadionu jest kiepski i słyszeliśmy, że nie jest już możliwa zmiana…
Uważa pan, że bez nowego stadionu nie ma przyszłości Ruchu?
– Nie. Stadion to podstawa działania.
A Stadion Śląski?
– Jest za duży. To by miało sens gdyby bardzo poważny inwestor wszedł w Ruch i chciałby robić w Chorzowie wielką piłkę. Nie bałby się pościągać gwiazdy, byłyby pieniądze. Wtedy na pewno na Śląski przyszłyby tłumy. Bylibyśmy w stanie zapełnić ten stadion. Ale teraz? Nie na tym poziomie na którym Ruch jest teraz, nie przy takim braku zaangażowania miasta.
Uważam, że to, co miasto robi wobec Ruchu, robi na odczepne.
Dobry przykład? Tychy. Tamtejszy prezydent chodzi na mecze, robi strefę biznesu, spotyka się z biznesmenami, prowadzi z nimi rozmowy. Robi to jak prawdziwy gospodarz. Żyje tym. Wydaje mi się, że Ruch przy odpowiednim zaangażowaniu ma – przy całym szacunku dla GKS-u Tychy – nieporównywalnie większe możliwości przyciągnięcia kibiców.
Ich nowy stadion istnieje dopiero czwarty rok. W tamtejszej akademii trenuje 1000 dzieci. W Ruchu jakby zebrać dzieci z akademii i UKS-u – będzie ich tylko 700. Ruch ma 14 mistrzów, a Tychy powstały w latach 70. i w międzyczasie upadły. Dali radę. Wątpię, że znaczek GKS-u Tychy bardziej przyciąga na Śląsku niż e-Rka.
Albo zaczniemy poważnie traktować ten klub, albo niech upadnie, a odradzaniem zajmie się ktoś komu zależy. Czy naprawdę stać nas w Chorzowie na odpuszczenie tej wspaniałej stuletniej marki?
Moim zdaniem nie stać.
– Jak się stoi za blisko słonia to nie widzisz słonia tylko szarą ścianę. Musisz cofnąć się paręnaście metrów dalej. Wtedy zorientujesz się: „a, stoję przy słoniu”. Tak jest w Ruchu. Każą się nam skupiać na wycinku, a nie potrafimy spojrzeć z szerszej perspektywy. Ostatnio było otwarcie nowego rynku w Chorzowie, zaproszono chorzowskie legendy, a przecież w tym samym czasie za rogiem umiera Ruch! Ktoś patrząc z boku mógłby krzyknąć: „co wy tam w tym Chorzowie wyprawiacie?! Macie prawie stuletni klub z 14 majstrami i pozwalacie, żeby tak zdychał? Dlaczego tak się dzieje?!”
Ktoś powie, że kibice nie chcą pomóc. No ludzie święci! mimo kolejnych spadków zapełnialiśmy trybuny, a Sektor Rodzinny pękał w szwach. Ale jesteśmy już zmęczeni degrengoladą w Ruchu.
Ci, którzy nie chcą pomóc powinni odejść. Klub z pomocą miasta za niższe pieniądze powinien dojść do siebie w niższej lidze, wzorem Widzewa. Potem on by rósł, przyciągał ludzi, którzy są nim zainteresowani, a pomoc miasta systematycznie by się zmniejszała. Finalnie wystarczyłyby 2 mln z kasy miejskiej bez obecnych zobowiązań, żeby Ruch tam poprowadzić. Nowi ludzie, na czystych zasadach, to przyciągnęłoby nowych sponsorów.