Pierścionek straszy
: 21 wrz 2004, o 07:54
Piotr Pierścionek chce pozwać do sądu Ruch Chorzów, a działaczy oskarżyć o oszustwo. - Odzyskam swoje pieniądze. Jeżeli będzie taka potrzeba, przyjdę do klubu z komornikiem - podkreśla
Pierścionek, 26-letni obrońca, trafił do chorzowskiej drużyny latem ubiegłego roku z castingu. Piłkarz, który grał wcześniej w czwartoligowej Unii Strzemieszyce, spodobał się Jerzemu Wyrobkowi, trenerowi "niebieskich", więc działacze zaproponowali mu kontrakt. - Podpisałem zawodową umowę, która miała obowiązywać przez dwa lata. Miałem zarabiać miesięcznie ponad 3 tys. zł - mówi Pierścionek.
Tydzień po podpisaniu kontraktu z Pierścionkiem PZPN ukarał Ruch ograniczonym zakazem transferów z powodu zadłużenia klubu.
Aby pozyskać kolejnych piłkarzy, klub musiał użyć fortelu. Najprościej było unieważnić kontrakt Pierścionka, tak by jego miejsce mógł zająć ktoś inny. - Zaproponowano mi, żebym podpisał aneks do kontraktu, w którym zadeklarowałbym, że jestem amatorem, a za swoją grę nie pobieram wynagrodzenia. Dzięki temu w papierach byłoby wszystko w porządku. Dla PZPN byłbym amatorem, czyli zakaz by obowiązywał, a Ruch nadal miałby piłkarza - podkreśla zawodnik.
Żeby jednak Pierścionek formalnie był związany z klubem i mógł otrzymywać wynagrodzenie, podpisał umowę o pracę, w myśl której miał zostać specjalistą ds. reklamy i otrzymywać miesięcznie 1000 zł. - Wszystko to była fikcja. Nie znam się na reklamie, całe życie zajmuję się sportem. Działacze zaproponowali mi układ, że papierki są dla urzędników, a pieniądze z kontraktu i tak będę dostawał pod stołem - opowiada.
- Oczywiście skończyło się na słowach. Za osiem miesięcy pracy dostałem 7,6 tys. zł. Wszystkie z tytułu pracy na stanowisku specjalisty ds. reklamy. By normalnie żyć, musiałem się zadłużyć - żali się
16 czerwca Pierścionek rozwiązał umowę z Ruchem za porozumieniem stron. - Wiosną już nie grałem w Chorzowie, miałem problemy z nerkami, leżałem w szpitalu. Gdy wróciłem do zdrowia, dostałem propozycję objęcia posady trenera Zapory Przeczyce. I tak formalnie byłem piłkarzem Ruchu, a pracowałem w Przeczycach. Chciałem wyprostować swoje sprawy i rozwiązałem kontrakt - tłumaczy.
Piłkarz nie zrezygnował jednak z walki o pieniądze. - Razem z prawnikiem i specjalistą ds. windykacji gromadzę wszystkie dokumenty, które pozwolą wygrać mi tę sprawę. Pozwę Ruch, a działaczy oskarżę o oszustwo. Odzyskam swoje pieniądze. Jeżeli będzie taka potrzeba, przyjdę do klubu z komornikiem i zabiorę sprzęt do odnowy biologicznej. Chyba jest tyle warty, by pokryć długi - denerwuje się piłkarz.
Piłkarz amator w zawodowym klubie to w polskiej lidze żadna nowina. To nic innego jak sposób klubowych działaczy na obejście zakazów transferowych, które nakłada na nich PZPN, a powodem których jest najczęściej zadłużenie. Nie tak dawno Piotr Dziurowicz, prezes katowickiej "Gieksy", użył tego fortelu, by pozyskać Łukasza Nawotczyńskiego i Ryszarda Czerwca. W Ruchu Chorzów na podobnych zasadach grali też Michał Zajdel i Dawid Bartos.
Pierścionek, 26-letni obrońca, trafił do chorzowskiej drużyny latem ubiegłego roku z castingu. Piłkarz, który grał wcześniej w czwartoligowej Unii Strzemieszyce, spodobał się Jerzemu Wyrobkowi, trenerowi "niebieskich", więc działacze zaproponowali mu kontrakt. - Podpisałem zawodową umowę, która miała obowiązywać przez dwa lata. Miałem zarabiać miesięcznie ponad 3 tys. zł - mówi Pierścionek.
Tydzień po podpisaniu kontraktu z Pierścionkiem PZPN ukarał Ruch ograniczonym zakazem transferów z powodu zadłużenia klubu.
Aby pozyskać kolejnych piłkarzy, klub musiał użyć fortelu. Najprościej było unieważnić kontrakt Pierścionka, tak by jego miejsce mógł zająć ktoś inny. - Zaproponowano mi, żebym podpisał aneks do kontraktu, w którym zadeklarowałbym, że jestem amatorem, a za swoją grę nie pobieram wynagrodzenia. Dzięki temu w papierach byłoby wszystko w porządku. Dla PZPN byłbym amatorem, czyli zakaz by obowiązywał, a Ruch nadal miałby piłkarza - podkreśla zawodnik.
Żeby jednak Pierścionek formalnie był związany z klubem i mógł otrzymywać wynagrodzenie, podpisał umowę o pracę, w myśl której miał zostać specjalistą ds. reklamy i otrzymywać miesięcznie 1000 zł. - Wszystko to była fikcja. Nie znam się na reklamie, całe życie zajmuję się sportem. Działacze zaproponowali mi układ, że papierki są dla urzędników, a pieniądze z kontraktu i tak będę dostawał pod stołem - opowiada.
- Oczywiście skończyło się na słowach. Za osiem miesięcy pracy dostałem 7,6 tys. zł. Wszystkie z tytułu pracy na stanowisku specjalisty ds. reklamy. By normalnie żyć, musiałem się zadłużyć - żali się
16 czerwca Pierścionek rozwiązał umowę z Ruchem za porozumieniem stron. - Wiosną już nie grałem w Chorzowie, miałem problemy z nerkami, leżałem w szpitalu. Gdy wróciłem do zdrowia, dostałem propozycję objęcia posady trenera Zapory Przeczyce. I tak formalnie byłem piłkarzem Ruchu, a pracowałem w Przeczycach. Chciałem wyprostować swoje sprawy i rozwiązałem kontrakt - tłumaczy.
Piłkarz nie zrezygnował jednak z walki o pieniądze. - Razem z prawnikiem i specjalistą ds. windykacji gromadzę wszystkie dokumenty, które pozwolą wygrać mi tę sprawę. Pozwę Ruch, a działaczy oskarżę o oszustwo. Odzyskam swoje pieniądze. Jeżeli będzie taka potrzeba, przyjdę do klubu z komornikiem i zabiorę sprzęt do odnowy biologicznej. Chyba jest tyle warty, by pokryć długi - denerwuje się piłkarz.
Piłkarz amator w zawodowym klubie to w polskiej lidze żadna nowina. To nic innego jak sposób klubowych działaczy na obejście zakazów transferowych, które nakłada na nich PZPN, a powodem których jest najczęściej zadłużenie. Nie tak dawno Piotr Dziurowicz, prezes katowickiej "Gieksy", użył tego fortelu, by pozyskać Łukasza Nawotczyńskiego i Ryszarda Czerwca. W Ruchu Chorzów na podobnych zasadach grali też Michał Zajdel i Dawid Bartos.