właśnie o tym napisałem w innym temacie dla mnie super pomysł !BlueMen pisze:Niech mu ziemia lekką będzie.
Odszedł od nas wielki człowiek.
Mam pomysł jak uczcić pamięć pana Gerarda, pisałem już w tej sprawie do klubu, może jakby więcej osób napisało to dałoby to jakiś efekt.
Chodzi mi o to, aby na trybunie w miejscu gdzie siedział pan Cieślik wstawić specjalne krzesełko z napisem "Ś.P. Gerard Cieślik 27.04.1927-3.11.2013". Byłoby to miejsce na stadionie, które zawsze byłoby puste, taka symbolika, że kogoś między nami brakuje.
Nie byłby to duży koszt dla klubu, a tym sposobem pan Cieślik byłby zawsze z nami.
Gerard Cieślik nie żyje...
- daniel1222
- Wspiera "Wielki Ruch"
- Posty: 822
- Rejestracja: 20 wrz 2008, o 19:44
- Lokalizacja: Mikołów / Münster
- Kontakt:
Re: Gerard Cieślik nie żyje...
-
- Posty: 174
- Rejestracja: 15 paź 2010, o 16:23
- Kontakt:
Re: Gerard Cieślik nie żyje...

BlueMen pisze:Niech mu ziemia lekką będzie.
Odszedł od nas wielki człowiek.
Mam pomysł jak uczcić pamięć pana Gerarda, pisałem już w tej sprawie do klubu, może jakby więcej osób napisało to dałoby to jakiś efekt.
Chodzi mi o to, aby na trybunie w miejscu gdzie siedział pan Cieślik wstawić specjalne krzesełko z napisem "Ś.P. Gerard Cieślik 27.04.1927-3.11.2013". Byłoby to miejsce na stadionie, które zawsze byłoby puste, taka symbolika, że kogoś między nami brakuje.
Nie byłby to duży koszt dla klubu, a tym sposobem pan Cieślik byłby zawsze z nami.
-
- Posty: 266
- Rejestracja: 14 sty 2009, o 19:35
- Lokalizacja: Batory
- Kontakt:
Re: Gerard Cieślik nie żyje...
A w pier...... Cafe Futbol ani słowa o śmierci legendy... K... w jakim kraju my żyjemy...?
Nigdy nie wygrasz z kimś, kto ma więcej kasy od ciebie !!!
- mateusz1920
- Posty: 480
- Rejestracja: 26 maja 2009, o 15:07
- Lokalizacja: UK-TAUZEN !
- Kontakt:
-
- Posty: 9
- Rejestracja: 25 lut 2010, o 15:53
- Lokalizacja: Mysłowice
- Kontakt:
Re: Gerard Cieślik nie żyje...
Proponuję żeby w każdym meczu w 86 minucie skandować jego imie i nazwisko (żeby weszło to do tradycji)
i tak już na zawsze albo jak macie pomysł na inną minutę związaną z jego osobą
może 57 jak rok w którym strzelił ruskim dwie bramki
i tak już na zawsze albo jak macie pomysł na inną minutę związaną z jego osobą
może 57 jak rok w którym strzelił ruskim dwie bramki
-
- Wspiera "Wielki Ruch"
- Posty: 1633
- Rejestracja: 3 lip 2007, o 17:07
- Kontakt:
Re: Gerard Cieślik nie żyje...
ciężko cokolwiek napisać, gdy łzy cisną się same do oczu ...marek79 pisze:Ultrasi smolcie oprawa na Derby.
Zrobmy podziekowanie Legendzie jakiej nikt nie widzial i kazdy bedzie wspominal do konca zycia.
Gerard Cieslik zasluguje na godne pozegnanie przez Niebieska Rodzine.
ale zgadzam się z tym komentarzem, zróbmy podziękowanie naszej Legendzie, które zostanie zapamiętane na zawsze.
My Wspieramy zawsze Cie
Głośny doping, mecz wygrany
To dziś dla nas liczy się ...
- OSH
- Posty: 1186
- Rejestracja: 28 cze 2007, o 04:58
- Lokalizacja: SRH
- Kontakt:
Re: Gerard Cieślik nie żyje...
Alfabet Gerarda Cieślika.

Stadion Śląski. Kapitan Gerard Cieślik wyprowadza reprezentację Polski na pamiętny mecz z ZSRR w 1957 roku
Życie Gerarda Cieślika to gotowy scenariusz na pasjonujący film. Do Ruchu Chorzów zapisał się... pod mostem. W dniu największego triumfu rano zaliczył zmianę w Hucie Batory. Byli i tacy, którzy mieli go za biskupa!
Oto alfabet Gerarda Cieślika.
A - jak Armia Renu
W 1946 roku w Chorzowie odbyło się towarzyskie spotkanie reprezentacji Śląska z Armią Renu. Gerard Cieślik wielokrotnie podkreślał, że był to jego najlepszy mecz w życiu. Przyjazd reprezentacji Armii Renu wywołał na Śląsku rekordowe zainteresowanie. Była to drużyna angielskich sił okupacyjnych stacjonujących w Niemczech. Wszyscy członkowie teamu byli zawodowymi piłkarzami, grającymi w najsławniejszych angielskich klubach (m.in. w Arsenalu, Tottenhamie i Manchesterze City). Do przerwy Anglicy prowadzili 1:0, ale w przerwie Ślązacy dokonali kilku roszad w składzie, które dały efekt. Znakomitym pociągnięciem było przesunięcie 19-letniego wówczas Cieślika z lewego łącznika na środek ataku. W efekcie Ślązacy wygrali 3:2 (jeden gol Cieślika). W 88. minucie pan Gerard dołożył czwartą bramkę, ale sędzia uznał, że padła ona ze spalonego. - Ten mały brunet może być internacjonałem na wielką skalę - przyznał z uznaniem Denis Compton z Arsenalu Londyn, największy as w drużynie gości. Miał rację...
B - jak Bismarckhuette SV
Wbrew utartej opinii Ruch Chorzów nie był jedynym klubem w karierze Cieślika. We wrześniu 1939 roku hitlerowcy zlikwidowali Ruch jako klub o wybitnie polskim pochodzeniu i charakterze, a na jego miejsce powołali Bismarckhuette Sport Verein. W BSV występował także młodziutki Cieślik - był tam w trampkarzach, a potem w juniorach. Zdążył nawet zadebiutować w pierwszym składzie! Grał, bo dzięki temu była większa szansa na pracę albo zasiłek. W drużynie i klubie piłkarze i tak rozmawiali po polsku. Powód nieoczekiwanego awansu Cieślika do pierwszej drużyny był prozaiczny: w miarę jak zbliżał się front, Niemcy wcielali do Wehrmachtu kogo się dało - także piłkarzy. Dlatego w pierwszych drużynach śląskich zespołów grały coraz młodsze roczniki, a niedawni juniorzy stawali się pierwszoplanowymi postaciami. 23 czerwca 1944 roku w ramach Pucharu Tschammera (tak nazywał się wówczas Puchar Niemiec) odbył się mecz RSG Kattowitz - SV Bismarckhuette. Goście wygrali 3:2, a jedną z bramek zdobył Cieślik. "Już po pięciu minutach RSG wyrównał, ale przecież był tam Cieślik i znowu Bismarckhuette prowadziło" - pisał w sprawozdaniu dziennikarz "Kattowitzer Zeitung". Pan Gerard miał wówczas 17 lat. Nie pograł długo. Wcielony do Wehrmachtu spędził na froncie kilka miesięcy.
C - jak Chińczycy
Najbardziej egzotyczny przeciwnik w karierze Cieślika. W 1952 roku reprezentacja Śląska rozegrała na stadionie Ruchu mecz z reprezentacją Chin (występującą wówczas pod szyldem Pekinu). Gospodarze łatwiutko wygrali 5:1, Cieślik strzelił dwa gole. Opowiadał potem, że największy problem on i jego koledzy mieli nie na boisku, ale na pomeczowym wspólnym bankiecie: "Za nic nie potrafiliśmy rozpoznać, który jest który"...
D - jak deszcz
Przez ulewę Cieślik musiał się do Ruchu zapisać pod... mostem. Za podpórkę służyły plecy Karola Dziwisza, przedwojennego mistrza Polski z Ruchem. Pan Gerard zapisywał się zresztą do klubu aż dwa razy - pierwszy raz uczynił to jeszcze jako trampkarz w 1939 roku, drugi raz sześć lat później, już po wojnie. W ukochanej drużynie zadebiutował 12 września 1945 roku w meczu ze Zgodą Bielszowice. Od razu strzelił pierwszego gola.
E - jak Ernest Wilimowski
Zdaniem Cieślika najlepszy piłkarz, jakiego widział w życiu. Podziwiał go, jeszcze będąc "bajtlem", w drugiej połowie lat 30., kiedy Ruch z "Ezim" w składzie seryjnie zdobywał mistrzostwa Polski. Ostatni raz na żywo widział Wilimowskiego w sierpniu 1942 roku. 15-letni wówczas Gerard pojechał tramwajem na mecz do Bytomia tylko po to, żeby na własne oczy zobaczyć grę Wilimowskiego, występującego wtedy w reprezentacji Niemiec. Na dzisiejszym stadionie Polonii Bytom Niemcy wygrali z Rumunią 7:0, a Wilimowski zdobył jednego gola
G - jak Górnik Zabrze
Mało kto wie, że Cieślik kilkakrotnie wystąpił w koszulce... Górnika! Na polecenie Głównego Komitetu Kultury Fizycznej wzmocnił zabrzański zespół podczas tournee po ZSRR, które odbyło się z okazji górniczego święta. Cieślik rozegrał w barwach Górnika dwa mecze - w Moskwie i Donbasie.
H - jak huta
W Hucie Batory Cieślik wiele lat pracował jako tokarz. Znał swój fach, został majstrem. Dbał o swoich podwładnych - w sprawie podwyżek od razu szedł do dyrektora zakładu. Poważnie traktował swoją pracę. W dniu sławnego meczu ze Związkiem Radzieckim na Stadionie Śląskim w 1957 roku, kiedy strzelił dwa gole, Cieślik rano poszedł do huty. Zameldował, że gra mecz w reprezentacji i chciałby się zwolnić. Dostał zgodę i mógł wybiec na boisko.
I - jak ifa
Choć nigdy nie był jakimś zapalonym miłośnikiem motoryzacji, jako pierwszy w chorzowskim klubie miał samochód. To była ifa, kupiona od wujka z Rzędowic. A potem była syrena na hutniczy talon....
F - jak fortel
Użył go, żeby trafić do ukochanego Ruchu. Podczas treningów dorosłych piłkarzy "bajtle" stały za bramką i po niecelnych strzałach podawały piłki. Mały Gerard starał się podawać tak, żeby te piłki do niego wracały. Jedynym sposobem było trafienie w słupek albo poprzeczkę. Kopnięcie prawdziwej futbolówki było wielką przyjemnością, bo na co dzień Cieślik grał jedynie szmaciankami. Te niewinne zabawy wprowadzały czekających na piłkę zawodników we wściekłość, ale jeden z działaczy dostrzegł coś w niepozornym chłopaku. Zaproponował sprawdzian: strzelanie rzutu karnego dorosłemu zawodnikowi. Gerard test zdał. Droga do kariery stała otworem...
J - jak Jaszyn
Właśnie gole wbite najlepszemu bramkarzowi świata w 1957 roku sprawiły, że Cieślik przeszedł do legendy polskiej piłki. Po meczu w Chorzowie wzruszeni kibice znieśli go na ramionach z boiska. Mało kto jednak pamięta, że pierwszego gola Lwu Jaszynowi strzelił już kilka lat wcześniej! Działo się to podczas nieoficjalnego meczu Moskwa - Warszawa.
Dziś trudno w to uwierzyć, ale na swój najważniejszy mecz w karierze Cieślik został powołany dosłownie w ostatniej chwili! O decyzji trenerów dowiedział się z... radia. Brakowało go wcześniej na zgrupowaniu, bo część działaczy uznała, że jest już za stary (miał wówczas 30 lat) i boi się twardo grających obrońców. Okazało się, że wyszli na idiotów... - Może przesadzam, ale on wywołał taką euforię jak wybór papieża. A Cieślik był wtedy dla wszystkich tym facetem, który przyp... Związkowi Radzieckiemu. I to dwa razy!- mówił "Gazecie" Kazimierz Kutz.
K - jak Kalina
Cieślik urodził się kilkaset metrów od legendarnego "hasioka na Kalinie" - nieistniejącego już boiska, na którym piłkarze Ruchu zdobyli swoje pierwsze mistrzostwo Polski w 1933 roku. Teraz są tam ogródki działkowe. W zeszłym roku tuż obok tego miejsca została odsłonięta - z inicjatywy "Gazety" - pamiątkowa tablica. Cieślik spędził w tym miejscu całe życie. Mieszkał w dziesięciopiętrowym bloku przy ul. Kaliny.
L - jak liga
W ekstraklasie grał 12 sezonów (1948-1959). Dwa razy ją wygrał (w 1952 i 1953 roku), choć mistrzostwo świętował... trzykrotnie! W 1951 roku ligę wygrała zaprzyjaźniona wówczas z Ruchem Wisła Kraków, ale to chorzowianom przyznano tytuł mistrza kraju, bo wywalczyli Puchar Polski. Pan Gerard strzelił w lidze 167 goli. To oczywiście klubowy rekord, dający mu jednocześnie trzecie miejsce na liście najlepszych strzelców wszech czasów polskiej ligi za dwoma innymi Ślązakami - Ernestem Pohlem i Lucjanem Brychczym. W latach 1952-1953 Cieślik został także ligowym królem strzelców.
M - jak Markiefka
Przodownik pracy ze Świętochłowic, czołowy rębacz kopalni Polska, poseł Wiktor Markiefka był wielkim fanem Ruchu. Okazał się pomocny dla niebieskich, kiedy w 1950 roku wybronił Cieślika od gry w Legii Warszawa. W latach 50. legioniści ściągali z całej Polski wybijających się zawodników, powołując ich do wojska (tak trafił do CWKS-u m.in. Ernest Pohl). Wojskowi działacze byli tak pewni przymusowego transferu, że na Cieślika czekało już łóżko na zgrupowaniu Legii w Zakopanem. Piłkarz poprosił jednak o pomoc Markiefkę, a ten wstawił się za nim m.in. u wiceministra obrony. Markiefka za Ruch dałby się pokroić. Pewnego razu ubecy spytali go, co on by zrobił, gdyby mu tak zamknęli innego sławnego piłkarza Ruchu Ewalda Cebulę. - Ten zerwał się, wyciągnął rewolwer z kabury - wtedy posłowie mieli prawo do noszenia broni - i zaczął celować do ubeków, grożąc, że ich wszystkich powystrzela - opowiadał nieżyjący już Cebula.
N - jak niedziela
Niedziela to dzień święty, piłkarz zawsze był religijny. Do kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (dawnego kościoła parafialnego w Hajdukach Wielkich) przychodził zazwyczaj na sumę - siadał z żoną na tym samym miejscu w 13. rzędzie. W czasach, gdy grał w piłkę, partyjni działacze wielokrotnie próbowali go przekonać, żeby przestał chodzić do kościoła, ale nigdy im się to nie udało.
Wielkim miłośnikiem jego talentu jest bp Gerard Bernacki. Co roku spotykali się w grudniu na tradycyjnej klubowej wigilii, w kawiarence pod główną trybuną. W 1999 roku przydarzyła się biskupowi zabawna historia, którą opowiedział mi kilka lat temu: - Wizytowałem klinikę kardiochirurgiczną w Katowicach Ochojcu. Kiedy po kilku miesiącach byłem tam jeszcze raz, w ręce wpadła mi szpitalna gazetka. Było w niej napisane, że klinikę odwiedził bp Gerard Cieślik. Poczułem wielką dumę i satysfakcję. To oczywiste, że na Śląsku każdy Gerard to... Cieślik - śmiał się biskup.
O - jak ojciec
Antoni Cieślik był powstańcem śląskim rodem z Łabęd, który po referendum osiadł po polskiej stronie granicy dzielącej Śląsk. Gerard urodził się już w Hajdukach Wielkich. Stracił ojca, gdy miał 12 lat - ten zginął w pierwszych dniach wojny pod Wolbromiem. Jechał w otwartych wagonach zbombardowanych przez hitlerowski samolot. Utrzymanie rodziny spadło więc na barki synów - Gerarda i Jerzego. Starszy brat, wcielony do Wehrmachtu, zginął na froncie. Do Auschwitz trafił stryj Ryszard, przedwojenny mistrz Polski w barwach Ruchu. Przeżył.
P - jak płacz
Pan Gerard do dziś pamięta łzy, kiedy nie udało mu się zobaczyć meczu Ruchu z Wartą Poznań w 1935 roku. To nie było zwykłe spotkanie - piłkarze Ruchu pierwszy raz zagrali wówczas na nowo otwartym stadionie przy ul. Cichej (grają na nim do dziś). Ośmioletni Gerard nie miał pieniędzy na bilet, ale i tak poszedł pod stadion. Istniał wtedy zwyczaj, że dorosły kibic kupujący bilet mógł zabrać ze sobą dziecko. Przed każdym meczem mnóstwo "bajtli" liczyło, że uda im się załapać dzięki litościwemu sercu któregoś z dorosłych fanów. Czasem się udawało, ale czasem trzeba było zostać pod płotem. 29 września 1935 zapłakany Gerard został pod płotem...
R - jak reprezentacja
W reprezentacji Polski w latach 1947-1958 rozegrał 46 meczów. Strzelił w nich 27 goli. Debiutował w pierwszym powojennym meczu biało-czerwonych z Norwegią w Oslo, a żegnał się 11 lat później na Stadionie Śląskim w Chorzowie meczem z Węgrami. Jako jedyny zawodnik, który rozegrał w biało-czerwonych barwach mniej niż 60 spotkań, został przyjęty do ekskluzywnego grona Klubu Wybitnego Reprezentanta. W uznaniu zasług w 1999 roku został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
S - jak Szkocja
W 1946 roku kombinowany zespół Silesian Team (grali w nim Ślązacy i najlepsi piłkarze klubów krakowskich) zrobił furorę podczas tournee w Szkocji. Kilku zawodnikom, m.in. Cieślikowi i bramkarzowi Walterowi Bromowi zaproponowano gigantyczną wówczas sumę 10 tys. funtów za podpis na zawodowym kontrakcie. Piłkarze odmówili, bo chcieli wrócić do kraju. Zamiast pieniędzy musiał się pan Gerard zadowolić... pluszowym terierem, którego on i jego koledzy dostali od Szkotów na pamiątkę przed powrotem do Polski. Pamięta jeszcze, że będąc w Szkocji, wysłał zabrany ze Śląska list do gen. Maczka. Prosił go o to sławny przedwojenny piłkarz Ruchu Gerard Wodarz, który uciekł z Wehrmachtu i wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
T - jak Teo
Teodor Wieczorek to jedna z największych legend śląskiej piłki. Świetny piłkarz (reprezentant Polski) i trener. Cieślik darzy go przyjaźnią od... 62 lat. Spotkali się w 1945 roku w dramatycznych okolicznościach. Było to w radzieckim obozie jenieckim w Brandenburgu nad Hawelą. Cieślik i Wieczorek trafili tam jako żołnierze Wehrmachtu. - Pamiętam, jak podszedł do mnie młodziutki chłopak. "To pan jest Teo Wieczorek z AKS-u?" - opowiadał mi Wieczorek. Starszy o cztery lata zaopiekował się nastolatkiem. Pracowaliśmy w młynie, nosiliśmy worki z mąką. Pomagałem wtedy Gerardowi. Rosjanie traktowali mnie dobrze, bo znałem ich język. Nauczyłem się go, bo gdy w czasie wojny grałem w Germanii Koenigshuette, na kopalni Michalkowitz pracowałem z rosyjskimi więźniami... - wspominał. Dzięki temu, że mówił po rosyjsku, uratował Cieślika, który był już przeznaczony do wywózki do łagru.
U - jak Unia
Cieślik odnosił sukcesy w czasach stalinizmu. Komunistyczni działacze mieli różne idiotyczne pomysły. Jednym z nich była absurdalna decyzja o zmianie nazw klubów. W styczniu 1950 roku odgórnie powołano zrzeszenia sportowe, przy których miały działać kluby o branżowych nazwach. Efekt? Ruch Chorzów przemianowano na Unię, Polonię Bytom na Ogniwo, a lokalnego rywala Ruchu - AKS na Budowlanych. Dlatego oficjalnie Cieślik zdobywał mistrzostwa Polski jako piłkarz Unii, choć oczywiście "dziwadło" na trybunach się nie przyjęło i na szczęście w 1956 roku Ruch wrócił do starej dobrej nazwy.
W - jak wydarzenie
Tym były dla Cieślika Igrzyska Olimpijskie w Helsinkach. W 1952 roku wystąpiła w nich (bez sukcesów) reprezentacja polskich piłkarzy. Cieślik pamięta, że były wtedy dwie wioski olimpijskie: jedna dla sportowców z krajów komunistycznych, druga dla reszty. Polacy mieszkali koło Czechów, więc codziennie widział trenującego sławnego biegacza Emila Zatopka, największą gwiazdę tamtych igrzysk. Polska ekipa była tak biedna, że Cieślik strzygł się wzajemnie z Ewaldem Cebulą, żeby zaoszczędzić na fryzjerze.
Z - jak zarobki
Gdyby urodził się 40 lat później, byłby milionerem. Na piłce nigdy się jednak nie dorobił - gdy grał w Ruchu, o żadnych premiach czy nagrodach nie było mowy. Za dwie bramki strzelone ZSRR nie dostał nic.
Ruchu nie było stać na hotele, więc przed ważnymi meczami ostatnią noc piłkarze spędzali razem w klubowej kawiarence na Cichej. Nocowali w niej na łóżkach polowych. Po meczach chodzili do kasyna Huty Batory na tańce i śpiewy (Cieślik uwielbiał grać na harmonii). Wszyscy piłkarze szli do pracy, a dopiero potem trenowali. Ale żony i tak były zadowolone, że grają, bo czasem działacze załatwiali jajka, ser, masło. Kiedyś jeden ze znajomych zaprosił chorzowskich piłkarzy na mecz do jednej z podkieleckich wsi. Za występ dostali... gęsi.
http://www.slask.sport.pl/sport-slask/1 ... #LokKatTxt

Stadion Śląski. Kapitan Gerard Cieślik wyprowadza reprezentację Polski na pamiętny mecz z ZSRR w 1957 roku
Życie Gerarda Cieślika to gotowy scenariusz na pasjonujący film. Do Ruchu Chorzów zapisał się... pod mostem. W dniu największego triumfu rano zaliczył zmianę w Hucie Batory. Byli i tacy, którzy mieli go za biskupa!
Oto alfabet Gerarda Cieślika.
A - jak Armia Renu
W 1946 roku w Chorzowie odbyło się towarzyskie spotkanie reprezentacji Śląska z Armią Renu. Gerard Cieślik wielokrotnie podkreślał, że był to jego najlepszy mecz w życiu. Przyjazd reprezentacji Armii Renu wywołał na Śląsku rekordowe zainteresowanie. Była to drużyna angielskich sił okupacyjnych stacjonujących w Niemczech. Wszyscy członkowie teamu byli zawodowymi piłkarzami, grającymi w najsławniejszych angielskich klubach (m.in. w Arsenalu, Tottenhamie i Manchesterze City). Do przerwy Anglicy prowadzili 1:0, ale w przerwie Ślązacy dokonali kilku roszad w składzie, które dały efekt. Znakomitym pociągnięciem było przesunięcie 19-letniego wówczas Cieślika z lewego łącznika na środek ataku. W efekcie Ślązacy wygrali 3:2 (jeden gol Cieślika). W 88. minucie pan Gerard dołożył czwartą bramkę, ale sędzia uznał, że padła ona ze spalonego. - Ten mały brunet może być internacjonałem na wielką skalę - przyznał z uznaniem Denis Compton z Arsenalu Londyn, największy as w drużynie gości. Miał rację...
B - jak Bismarckhuette SV
Wbrew utartej opinii Ruch Chorzów nie był jedynym klubem w karierze Cieślika. We wrześniu 1939 roku hitlerowcy zlikwidowali Ruch jako klub o wybitnie polskim pochodzeniu i charakterze, a na jego miejsce powołali Bismarckhuette Sport Verein. W BSV występował także młodziutki Cieślik - był tam w trampkarzach, a potem w juniorach. Zdążył nawet zadebiutować w pierwszym składzie! Grał, bo dzięki temu była większa szansa na pracę albo zasiłek. W drużynie i klubie piłkarze i tak rozmawiali po polsku. Powód nieoczekiwanego awansu Cieślika do pierwszej drużyny był prozaiczny: w miarę jak zbliżał się front, Niemcy wcielali do Wehrmachtu kogo się dało - także piłkarzy. Dlatego w pierwszych drużynach śląskich zespołów grały coraz młodsze roczniki, a niedawni juniorzy stawali się pierwszoplanowymi postaciami. 23 czerwca 1944 roku w ramach Pucharu Tschammera (tak nazywał się wówczas Puchar Niemiec) odbył się mecz RSG Kattowitz - SV Bismarckhuette. Goście wygrali 3:2, a jedną z bramek zdobył Cieślik. "Już po pięciu minutach RSG wyrównał, ale przecież był tam Cieślik i znowu Bismarckhuette prowadziło" - pisał w sprawozdaniu dziennikarz "Kattowitzer Zeitung". Pan Gerard miał wówczas 17 lat. Nie pograł długo. Wcielony do Wehrmachtu spędził na froncie kilka miesięcy.
C - jak Chińczycy
Najbardziej egzotyczny przeciwnik w karierze Cieślika. W 1952 roku reprezentacja Śląska rozegrała na stadionie Ruchu mecz z reprezentacją Chin (występującą wówczas pod szyldem Pekinu). Gospodarze łatwiutko wygrali 5:1, Cieślik strzelił dwa gole. Opowiadał potem, że największy problem on i jego koledzy mieli nie na boisku, ale na pomeczowym wspólnym bankiecie: "Za nic nie potrafiliśmy rozpoznać, który jest który"...
D - jak deszcz
Przez ulewę Cieślik musiał się do Ruchu zapisać pod... mostem. Za podpórkę służyły plecy Karola Dziwisza, przedwojennego mistrza Polski z Ruchem. Pan Gerard zapisywał się zresztą do klubu aż dwa razy - pierwszy raz uczynił to jeszcze jako trampkarz w 1939 roku, drugi raz sześć lat później, już po wojnie. W ukochanej drużynie zadebiutował 12 września 1945 roku w meczu ze Zgodą Bielszowice. Od razu strzelił pierwszego gola.
E - jak Ernest Wilimowski
Zdaniem Cieślika najlepszy piłkarz, jakiego widział w życiu. Podziwiał go, jeszcze będąc "bajtlem", w drugiej połowie lat 30., kiedy Ruch z "Ezim" w składzie seryjnie zdobywał mistrzostwa Polski. Ostatni raz na żywo widział Wilimowskiego w sierpniu 1942 roku. 15-letni wówczas Gerard pojechał tramwajem na mecz do Bytomia tylko po to, żeby na własne oczy zobaczyć grę Wilimowskiego, występującego wtedy w reprezentacji Niemiec. Na dzisiejszym stadionie Polonii Bytom Niemcy wygrali z Rumunią 7:0, a Wilimowski zdobył jednego gola
G - jak Górnik Zabrze
Mało kto wie, że Cieślik kilkakrotnie wystąpił w koszulce... Górnika! Na polecenie Głównego Komitetu Kultury Fizycznej wzmocnił zabrzański zespół podczas tournee po ZSRR, które odbyło się z okazji górniczego święta. Cieślik rozegrał w barwach Górnika dwa mecze - w Moskwie i Donbasie.
H - jak huta
W Hucie Batory Cieślik wiele lat pracował jako tokarz. Znał swój fach, został majstrem. Dbał o swoich podwładnych - w sprawie podwyżek od razu szedł do dyrektora zakładu. Poważnie traktował swoją pracę. W dniu sławnego meczu ze Związkiem Radzieckim na Stadionie Śląskim w 1957 roku, kiedy strzelił dwa gole, Cieślik rano poszedł do huty. Zameldował, że gra mecz w reprezentacji i chciałby się zwolnić. Dostał zgodę i mógł wybiec na boisko.
I - jak ifa
Choć nigdy nie był jakimś zapalonym miłośnikiem motoryzacji, jako pierwszy w chorzowskim klubie miał samochód. To była ifa, kupiona od wujka z Rzędowic. A potem była syrena na hutniczy talon....
F - jak fortel
Użył go, żeby trafić do ukochanego Ruchu. Podczas treningów dorosłych piłkarzy "bajtle" stały za bramką i po niecelnych strzałach podawały piłki. Mały Gerard starał się podawać tak, żeby te piłki do niego wracały. Jedynym sposobem było trafienie w słupek albo poprzeczkę. Kopnięcie prawdziwej futbolówki było wielką przyjemnością, bo na co dzień Cieślik grał jedynie szmaciankami. Te niewinne zabawy wprowadzały czekających na piłkę zawodników we wściekłość, ale jeden z działaczy dostrzegł coś w niepozornym chłopaku. Zaproponował sprawdzian: strzelanie rzutu karnego dorosłemu zawodnikowi. Gerard test zdał. Droga do kariery stała otworem...
J - jak Jaszyn
Właśnie gole wbite najlepszemu bramkarzowi świata w 1957 roku sprawiły, że Cieślik przeszedł do legendy polskiej piłki. Po meczu w Chorzowie wzruszeni kibice znieśli go na ramionach z boiska. Mało kto jednak pamięta, że pierwszego gola Lwu Jaszynowi strzelił już kilka lat wcześniej! Działo się to podczas nieoficjalnego meczu Moskwa - Warszawa.
Dziś trudno w to uwierzyć, ale na swój najważniejszy mecz w karierze Cieślik został powołany dosłownie w ostatniej chwili! O decyzji trenerów dowiedział się z... radia. Brakowało go wcześniej na zgrupowaniu, bo część działaczy uznała, że jest już za stary (miał wówczas 30 lat) i boi się twardo grających obrońców. Okazało się, że wyszli na idiotów... - Może przesadzam, ale on wywołał taką euforię jak wybór papieża. A Cieślik był wtedy dla wszystkich tym facetem, który przyp... Związkowi Radzieckiemu. I to dwa razy!- mówił "Gazecie" Kazimierz Kutz.
K - jak Kalina
Cieślik urodził się kilkaset metrów od legendarnego "hasioka na Kalinie" - nieistniejącego już boiska, na którym piłkarze Ruchu zdobyli swoje pierwsze mistrzostwo Polski w 1933 roku. Teraz są tam ogródki działkowe. W zeszłym roku tuż obok tego miejsca została odsłonięta - z inicjatywy "Gazety" - pamiątkowa tablica. Cieślik spędził w tym miejscu całe życie. Mieszkał w dziesięciopiętrowym bloku przy ul. Kaliny.
L - jak liga
W ekstraklasie grał 12 sezonów (1948-1959). Dwa razy ją wygrał (w 1952 i 1953 roku), choć mistrzostwo świętował... trzykrotnie! W 1951 roku ligę wygrała zaprzyjaźniona wówczas z Ruchem Wisła Kraków, ale to chorzowianom przyznano tytuł mistrza kraju, bo wywalczyli Puchar Polski. Pan Gerard strzelił w lidze 167 goli. To oczywiście klubowy rekord, dający mu jednocześnie trzecie miejsce na liście najlepszych strzelców wszech czasów polskiej ligi za dwoma innymi Ślązakami - Ernestem Pohlem i Lucjanem Brychczym. W latach 1952-1953 Cieślik został także ligowym królem strzelców.
M - jak Markiefka
Przodownik pracy ze Świętochłowic, czołowy rębacz kopalni Polska, poseł Wiktor Markiefka był wielkim fanem Ruchu. Okazał się pomocny dla niebieskich, kiedy w 1950 roku wybronił Cieślika od gry w Legii Warszawa. W latach 50. legioniści ściągali z całej Polski wybijających się zawodników, powołując ich do wojska (tak trafił do CWKS-u m.in. Ernest Pohl). Wojskowi działacze byli tak pewni przymusowego transferu, że na Cieślika czekało już łóżko na zgrupowaniu Legii w Zakopanem. Piłkarz poprosił jednak o pomoc Markiefkę, a ten wstawił się za nim m.in. u wiceministra obrony. Markiefka za Ruch dałby się pokroić. Pewnego razu ubecy spytali go, co on by zrobił, gdyby mu tak zamknęli innego sławnego piłkarza Ruchu Ewalda Cebulę. - Ten zerwał się, wyciągnął rewolwer z kabury - wtedy posłowie mieli prawo do noszenia broni - i zaczął celować do ubeków, grożąc, że ich wszystkich powystrzela - opowiadał nieżyjący już Cebula.
N - jak niedziela
Niedziela to dzień święty, piłkarz zawsze był religijny. Do kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (dawnego kościoła parafialnego w Hajdukach Wielkich) przychodził zazwyczaj na sumę - siadał z żoną na tym samym miejscu w 13. rzędzie. W czasach, gdy grał w piłkę, partyjni działacze wielokrotnie próbowali go przekonać, żeby przestał chodzić do kościoła, ale nigdy im się to nie udało.
Wielkim miłośnikiem jego talentu jest bp Gerard Bernacki. Co roku spotykali się w grudniu na tradycyjnej klubowej wigilii, w kawiarence pod główną trybuną. W 1999 roku przydarzyła się biskupowi zabawna historia, którą opowiedział mi kilka lat temu: - Wizytowałem klinikę kardiochirurgiczną w Katowicach Ochojcu. Kiedy po kilku miesiącach byłem tam jeszcze raz, w ręce wpadła mi szpitalna gazetka. Było w niej napisane, że klinikę odwiedził bp Gerard Cieślik. Poczułem wielką dumę i satysfakcję. To oczywiste, że na Śląsku każdy Gerard to... Cieślik - śmiał się biskup.
O - jak ojciec
Antoni Cieślik był powstańcem śląskim rodem z Łabęd, który po referendum osiadł po polskiej stronie granicy dzielącej Śląsk. Gerard urodził się już w Hajdukach Wielkich. Stracił ojca, gdy miał 12 lat - ten zginął w pierwszych dniach wojny pod Wolbromiem. Jechał w otwartych wagonach zbombardowanych przez hitlerowski samolot. Utrzymanie rodziny spadło więc na barki synów - Gerarda i Jerzego. Starszy brat, wcielony do Wehrmachtu, zginął na froncie. Do Auschwitz trafił stryj Ryszard, przedwojenny mistrz Polski w barwach Ruchu. Przeżył.
P - jak płacz
Pan Gerard do dziś pamięta łzy, kiedy nie udało mu się zobaczyć meczu Ruchu z Wartą Poznań w 1935 roku. To nie było zwykłe spotkanie - piłkarze Ruchu pierwszy raz zagrali wówczas na nowo otwartym stadionie przy ul. Cichej (grają na nim do dziś). Ośmioletni Gerard nie miał pieniędzy na bilet, ale i tak poszedł pod stadion. Istniał wtedy zwyczaj, że dorosły kibic kupujący bilet mógł zabrać ze sobą dziecko. Przed każdym meczem mnóstwo "bajtli" liczyło, że uda im się załapać dzięki litościwemu sercu któregoś z dorosłych fanów. Czasem się udawało, ale czasem trzeba było zostać pod płotem. 29 września 1935 zapłakany Gerard został pod płotem...
R - jak reprezentacja
W reprezentacji Polski w latach 1947-1958 rozegrał 46 meczów. Strzelił w nich 27 goli. Debiutował w pierwszym powojennym meczu biało-czerwonych z Norwegią w Oslo, a żegnał się 11 lat później na Stadionie Śląskim w Chorzowie meczem z Węgrami. Jako jedyny zawodnik, który rozegrał w biało-czerwonych barwach mniej niż 60 spotkań, został przyjęty do ekskluzywnego grona Klubu Wybitnego Reprezentanta. W uznaniu zasług w 1999 roku został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
S - jak Szkocja
W 1946 roku kombinowany zespół Silesian Team (grali w nim Ślązacy i najlepsi piłkarze klubów krakowskich) zrobił furorę podczas tournee w Szkocji. Kilku zawodnikom, m.in. Cieślikowi i bramkarzowi Walterowi Bromowi zaproponowano gigantyczną wówczas sumę 10 tys. funtów za podpis na zawodowym kontrakcie. Piłkarze odmówili, bo chcieli wrócić do kraju. Zamiast pieniędzy musiał się pan Gerard zadowolić... pluszowym terierem, którego on i jego koledzy dostali od Szkotów na pamiątkę przed powrotem do Polski. Pamięta jeszcze, że będąc w Szkocji, wysłał zabrany ze Śląska list do gen. Maczka. Prosił go o to sławny przedwojenny piłkarz Ruchu Gerard Wodarz, który uciekł z Wehrmachtu i wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
T - jak Teo
Teodor Wieczorek to jedna z największych legend śląskiej piłki. Świetny piłkarz (reprezentant Polski) i trener. Cieślik darzy go przyjaźnią od... 62 lat. Spotkali się w 1945 roku w dramatycznych okolicznościach. Było to w radzieckim obozie jenieckim w Brandenburgu nad Hawelą. Cieślik i Wieczorek trafili tam jako żołnierze Wehrmachtu. - Pamiętam, jak podszedł do mnie młodziutki chłopak. "To pan jest Teo Wieczorek z AKS-u?" - opowiadał mi Wieczorek. Starszy o cztery lata zaopiekował się nastolatkiem. Pracowaliśmy w młynie, nosiliśmy worki z mąką. Pomagałem wtedy Gerardowi. Rosjanie traktowali mnie dobrze, bo znałem ich język. Nauczyłem się go, bo gdy w czasie wojny grałem w Germanii Koenigshuette, na kopalni Michalkowitz pracowałem z rosyjskimi więźniami... - wspominał. Dzięki temu, że mówił po rosyjsku, uratował Cieślika, który był już przeznaczony do wywózki do łagru.
U - jak Unia
Cieślik odnosił sukcesy w czasach stalinizmu. Komunistyczni działacze mieli różne idiotyczne pomysły. Jednym z nich była absurdalna decyzja o zmianie nazw klubów. W styczniu 1950 roku odgórnie powołano zrzeszenia sportowe, przy których miały działać kluby o branżowych nazwach. Efekt? Ruch Chorzów przemianowano na Unię, Polonię Bytom na Ogniwo, a lokalnego rywala Ruchu - AKS na Budowlanych. Dlatego oficjalnie Cieślik zdobywał mistrzostwa Polski jako piłkarz Unii, choć oczywiście "dziwadło" na trybunach się nie przyjęło i na szczęście w 1956 roku Ruch wrócił do starej dobrej nazwy.
W - jak wydarzenie
Tym były dla Cieślika Igrzyska Olimpijskie w Helsinkach. W 1952 roku wystąpiła w nich (bez sukcesów) reprezentacja polskich piłkarzy. Cieślik pamięta, że były wtedy dwie wioski olimpijskie: jedna dla sportowców z krajów komunistycznych, druga dla reszty. Polacy mieszkali koło Czechów, więc codziennie widział trenującego sławnego biegacza Emila Zatopka, największą gwiazdę tamtych igrzysk. Polska ekipa była tak biedna, że Cieślik strzygł się wzajemnie z Ewaldem Cebulą, żeby zaoszczędzić na fryzjerze.
Z - jak zarobki
Gdyby urodził się 40 lat później, byłby milionerem. Na piłce nigdy się jednak nie dorobił - gdy grał w Ruchu, o żadnych premiach czy nagrodach nie było mowy. Za dwie bramki strzelone ZSRR nie dostał nic.
Ruchu nie było stać na hotele, więc przed ważnymi meczami ostatnią noc piłkarze spędzali razem w klubowej kawiarence na Cichej. Nocowali w niej na łóżkach polowych. Po meczach chodzili do kasyna Huty Batory na tańce i śpiewy (Cieślik uwielbiał grać na harmonii). Wszyscy piłkarze szli do pracy, a dopiero potem trenowali. Ale żony i tak były zadowolone, że grają, bo czasem działacze załatwiali jajka, ser, masło. Kiedyś jeden ze znajomych zaprosił chorzowskich piłkarzy na mecz do jednej z podkieleckich wsi. Za występ dostali... gęsi.
http://www.slask.sport.pl/sport-slask/1 ... #LokKatTxt
Ostatnio zmieniony 3 lis 2013, o 13:12 przez OSH, łącznie zmieniany 1 raz.
Godom dzis wom, ze zawsze jo, za moj HKS beda szol...


-
- Posty: 148
- Rejestracja: 22 lis 2009, o 20:27
- Lokalizacja: Ruda Śląska
- Kontakt:
Re: Gerard Cieślik nie żyje...
Odszedł Król, niech żyje Król. Wieczny odpoczynek panie Gerardzie!!!
Marek Zieńczuk:
- Kibice nam bardzo pomogli i po raz kolejny swoją postawą pokazali, że jedynej rzeczy, której w Chorzowie brakuje, jest stadion z prawdziwego zdarzenia. Atmosfera, którą potrafią stworzyć na wyjazdach może być niczym, w porównaniu z tym, co będą potrafili stworzyć na własnym stadionie.
- Kibice nam bardzo pomogli i po raz kolejny swoją postawą pokazali, że jedynej rzeczy, której w Chorzowie brakuje, jest stadion z prawdziwego zdarzenia. Atmosfera, którą potrafią stworzyć na wyjazdach może być niczym, w porównaniu z tym, co będą potrafili stworzyć na własnym stadionie.
-
- Posty: 9
- Rejestracja: 25 lut 2010, o 15:53
- Lokalizacja: Mysłowice
- Kontakt:
Re: Gerard Cieślik nie żyje...
Panowie w 57 minucie na każdym już meczu spiewomy Gerard Cieślik
co wy na to
co wy na to
-
- Posty: 1136
- Rejestracja: 23 sie 2002, o 13:25
- Lokalizacja: Dziesiona
- Kontakt:
Re: Gerard Cieślik nie żyje...
Niby można się było tego spodziewać, niby zbliżało się to nieuchronnie, jednak kiedy się już stało zwaliło mnie z nóg.
Serce boli i nic dookoła nie cieszy.
Panie Gerardzie dziękuję za przywiązanie do naszego Klubu, za to że przy Panu czuję się wyjątkowo w tej Wielkiej Niebieskiej Rodzinie.
Poza wyrazami współczucia dla krewnych Pana Gerarda, należą się one nam wszystkim.
Ciężko ogólnie pisać...
Serce boli i nic dookoła nie cieszy.
Panie Gerardzie dziękuję za przywiązanie do naszego Klubu, za to że przy Panu czuję się wyjątkowo w tej Wielkiej Niebieskiej Rodzinie.
Poza wyrazami współczucia dla krewnych Pana Gerarda, należą się one nam wszystkim.
Ciężko ogólnie pisać...
-
- Posty: 41
- Rejestracja: 19 wrz 2011, o 17:15
- Lokalizacja: Świętochłowice
- Kontakt:
Re: Gerard Cieślik nie żyje...
mpapmp pisze:Serce boli...
W wtorek powinni my zagrać w czarnych stronach.
popiyrom, niech sie nieudaczniki z zarzadu wykorzom chociaz roz i na wtorek corne stroje chociaz jak ich znom to napewno bydzie zadanie nie wykonalne....
-
- Posty: 1
- Rejestracja: 15 lut 2013, o 13:01
- Kontakt:
Re: Gerard Cieślik nie żyje...
Spoczywej w pokoju niebiesko legyndo [*]
-
- Posty: 20
- Rejestracja: 7 lip 2008, o 19:49
- Lokalizacja: piekaRy sl
- Kontakt:
Re: Gerard Cieślik nie żyje...
na zawsze w seRcach naszych ... zawsze będziesz nasza legenda bez końca jak Ruch
DUUD71
- ARKADY
- Posty: 94
- Rejestracja: 17 lis 2008, o 13:23
- Lokalizacja: ARKADY
- Kontakt:
Re: Gerard Cieślik nie żyje...
Nie umiera ten kto żyje w sercach bliskich ! Pan Gerard Cieślik. Legenda nad legendami
Żeby się żyło , żeby się wiodło , żeby się chciało , i żeby się mogło ;)
Z POGARDA DLA FAŁSZYWYCH Z SZACUNKIEM DLA PRAWDZIWYCH
Z POGARDA DLA FAŁSZYWYCH Z SZACUNKIEM DLA PRAWDZIWYCH
-
- Posty: 541
- Rejestracja: 3 wrz 2008, o 20:41
- Kontakt:
Re: Gerard Cieślik nie żyje...
"Panie Gerardzie osierociłeś nas wszystkich".
Wasza nienawiść do nas tylko potwierdza nasz sukces. WRWE
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Bing [Bot], PiterCidry i 28 gości